» Blog » Battlestar Galactica, czyli moda z tosterami na luzie
24-02-2009 22:45

Battlestar Galactica, czyli moda z tosterami na luzie

W działach: Film | Odsłony: 9

Battlestar Galactica, czyli moda z tosterami na luzie

Przez wiele miesięcy słyszałem o "jakimś tam" Battlestarze, jednak nie oglądałem z tego względu, że kojarzyło mi się to za bardzo ze Star Trekiem, którego nie cierpię. Oczywiście nagle mi odbiło i złapałem fazę na jakieś space opery, a że wokół posucha, to postanowiłem, że co mi tam - sprawdzę czym się ludzie tak podniecają w [b[BSG[/b]. Powinienem teraz napisać coś typu: "No i nie potrzebnie byłem uprzedzony - BSG jest super!", ale wcale tak nie jest ;) No dobra - obejrzałem z nudów wszystkie dostępne sezony i jestem aktualnie po 4x16 odcinku, ale nie jestem zachwycony. Po prostu mam za dużo wolnego czasu ;)

 

UWAGA! Będę spojlerował i to praktycznie cały czas, więc jeśli nie oglądałeś - daruj sobie czytanie.

 

Sezon 1

 

Pierwszy odcinek wgniótł mnie w ziemię. Świetny pomysł z pojawianiem się Cylonów co 33 minuty i rewelacyjne pokazanie bohaterów w skrajnie trudnych warunkach, którzy nie śpią od wielu, wielu godzin. Pierwsza myśl była: "O cholera, jak mogłem to przegapić!", więc z marszu obejrzałem kilka kolejnych odcinków. No i balon pękł. Powoli całość zaczęła się robić nudna, więcej w tej space operze było opery niż space i miałem silne postanowienie skończyć oglądanie całości po pierwszym sezonie. Wiało po prostu sztampą. Tutaj romans, tam kłótnia, tu jakieś groteskowe rozmowy o życiu i śmierci - cholera, czułem się jakbym oglądał Dynastię. Chciałem mięsa w postaci jak największej ilości atakujących Cylonów, a nie oglądać perypetie nudnych jak flaki z olejem bohaterów. Ile razy można mieć do czynienia z dobrym misiowatym przywódcą, jego synem nie mogącym sprostać wymaganiom tatusia, szalonym i ekscentrycznym doktorkiem czy praworządną i dobrą panią prezydent... I co jest z głosem Komandora Adamy? Ma raka krtani czy co, że ciągle mówi szeptem? Już Batman w swojej masce miał lepszy głos. Ok, koniec narzekania - ostatnie dwa odcinki znów mnie wgniotły w ziemię i niestety zostałem zmuszony do obejrzenia sezonu drugiego.

 

Sezon 2

 

Drugi sezon natomiast mnie oczarował. Świetne kreacje bohaterów, którzy po naiwnych romansach z "jedynki" zaczynają być ludzcy i ich losy mnie obchodzą. Ba! Zaczynam się nawet przywiązywać do co poniektórych. Nawet drętwe dialogi komandora Adamy i jego irytujący sposób mówienia już mnie nie drażni. I co najważniejsze - jest dużo ataków Cylonów, coraz więcej dowiadujemy się o nich samych i podczas oglądania odnosiłem wrażenie, że scenarzyści sukcesywnie prowadzą fabułę do przodu, bez żadnych bezsensownych zapychaczy. No i pierwsze 10 minut odcinka 2x19 z kawałkiem Something dark is coming w tle po prostu mnie zachwycił. Niesamowita atmosfera - miałem wrażenie, że naprawdę nadchodzi coś, co wywróci cały serial do góry nogami. Szkoda tylko, że pod koniec owych 10 minut padają słowa z ust Sharon: "Something dark is coming Helo. I can feeling..." grobowym głosem, co psuje, psuje i jeszcze raz psuje ten niesamowity klimat. Po co?! Przecież to tak się odczuwało, że znacznie lepiej byłoby tego nie dopowiadać prosto w twarz widzom. Samego kawałka zresztą sami posłuchajcie:

 

 

Końcówka znów powoduje przysłowiowy opad szczęki.

 

Sezon 3

 

Prezydentura Baltara, okupacja nowej Caprici przez Cylonów, podziemne zaplecze bojowników - ja po prostu wymiękłem i byłem pełen podziwu na to co wymyślili scenarzyści. Dwa epickie odcinki Exodus z rewelacyjnymi scenami ewakuacji ludności z planety były niesamowite. A po tym wszystkim wszelkie konsekwencje i relacje między tymi co przeżyli okupacje, a tymi co "odpoczywali" sobie na Galactice i Pegazusie - nareszcie opera była na równi ze space ;) Kolejnym atutem było pokazanie Cylonów na ich statkach. I kolejna scena, która po prostu zapada naprawdę w pamięci to torturowanie Baltara. Ogólnie sezon 3 jest naprawdę świetny i dopiero tutaj mogę mówić z pełnym sumieniem, że warto było przetrwać poprzednie odcinki dla tych tutaj.

 

Sezon 4

 

Oczywiście nie może być idealnie. Dla mnie ten sezon jest póki co najdziwniejszy. Z jednej strony dostajemy prosto w twarz wyjaśnienie masy zagadek, ale z drugiej strony - wyjaśnienie ich jest tak niefortunne, że nie wiem czy śmiać się, czy płakać. "The finale 5" jest dla mnie totalnym nieporozumieniem. Mam wrażenie, jakby scenarzyści wpadli na ten pomysł od tak sobie, a teraz próbują poprzez bezsensowne fakty zakończyć już całą serię. Mimo wszystko były dwa odcinki będące jednymi z lepszych w których nie mamy do czynienia w żaden sposób z atakiem Cylonów. Mianowicie chodzi mi o próbę odebrania władzy przez Zarecka i mr Gaete. Natomiast ostatni odcinek póki co - 4x16 był jednym z gorszych w całej serii. Ww ogóle mało co już trzyma się kupy. Boje się zakończenia, ale trzymam mocno kciuki za to, że będzie chociaż tak wyśmienite jak końcówka pierwszego sezonu czy też Exodus z trzeciego.

 

Battlestar jako całość

 

Ogólnie na plus. Serial ma swoje lepsze i gorsze chwile, ale jeśli oglądam już czwarty sezon i chcę sobie kupić planszówkę to jednak coś znaczy. No i masa fajnych bohaterów się jednak pojawia jak (moi ulubieńcy) pułkownik Tight, mr Gaeta, Starbuck czy mój faworyt (postać kompletnie drugoplanowa) - doktor Cottle, mający zawsze papierosa w buzi ;) Fabuła już powoli mnie męczy - mam wrażenie, że wrzucono tam wszystko co tylko się dało. Ja już po prostu chcę by ci ludzie odnaleźli swój raj, zniszczyli bądź żyli długo i szczęśliwie z Cylonami i rozmnażali się ile wlezie ;)

Komentarze


Mathius Gabriel
   
Ocena:
+1
Cóż, jako fan serialu podzielam opinię odnośnie ostatniego odcinka, moim zdaniem najnudniejszy ze wszystkich czterech sezonów, wielkie rozczarowanie po dwóch odcinkach z próbą przewrotu.

Co do planszówki, grałem jedynie raz, ale szczerze polecam. Bardzo fajna i emocjonująca gra, aczkolwiek moim zdaniem, wymaga co najmniej 4 osób (5 to optimum) do dobrej zabawy.

Pozdrawiam.
25-02-2009 01:00
~Kolejorz

Użytkownik niezarejestrowany
    Fajny wpis...
Ocena:
+1
... muszę odświeżyć obie serial, którego oglądanie zarzuciłem w połowie trzeciego sezonu - z braku czasu i wkurzenia na scenarzystów. Niestety, od trzeciej serii zaczynają się dziwne rozwiązania fabularne, które pasują do serialu jak pięść do nosa...

Mimo to jest to jeden z seriali, które z chęcią postawię sobie na półce i do których będę na pewno wracał.

P.S. Fanów kolekcjonerskich gier karcianych informuję, że BSG TCG jest całkiem fajna (mechanika podobna do SW TCG i ST TCG), minusem jest to, że w Polsce praktycznie nikt w nią nie gra...
25-02-2009 10:13
Fingrin
   
Ocena:
0
Serial nie zaczyna się od odcinka "33 minuty" który zresztą dostał nagrodę za najlepszy odcinek serialu swego czasu, ale od 3 godzinnych miniseries.

Co do samego serialu, to jest świetny. Niesamowicie odważny, złożony i świetnie skonstruowany. Właściwie nazywaniem tego serialu "space operą" trochę zbija z tropu, bo kojarzy się ze Star Trekiem. Nic bardziej mylnego.

Mamy tutaj terroryzm, fanatyzm religijny, samobójstwa, oszustwa wyborcze, pięknie zarysowane postacie itp. To jeden z najlepszych seriali jakie widziałem i mówię tutaj o wszystkich serialach , a nie tylko o fantastycznych. Z fantastycznych jest to moim zdaniem najlepszy serial kiedykolwiek :)

Co do planszówki to polecam. Jest dużo lepsza od shadows over camelot, naprawdę emocjonująca i dobrze oddaje serial.
11-03-2009 23:15
Andman
   
Ocena:
0
BSG jest świetnym serialem, ale space operą jest. Mamy wszędzie sztuczną grawitację, która nigdy nie pada, hałas w próżni, system skoków przestrzennych przy jednoczesnych prymitywnych strzykawkach i komunikatorach z 2WŚ.
12-03-2009 15:15

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.